Imágenes de páginas
PDF
EPUB

Strzelba była żelazna, na nogach, by kozy,
A rożny opaliwszy, ostawiali wozy.
Chocia nieprzyjaciele imi zatrwożyli,

Wżdy ich tym obyczajem nigdy nie pożyli.

Rozdzielenie ósme.

BARAN LEWY MÓWI,

Starzy ludzie pieniędzy nie wiele miewali,

Bo się w zbytnich pokładziech nie bardzo kochali:
Tylko aby miał za co kupić konie, kuszę,
Lacno więc wyposażył swą pannę Maruszę;
Odprawiał dziesiącią kóp na wieś pana zięcia,
Nie stroili ojcowie w łańcuchy dziecięcia:
Suknia, płaszcz nowej barwy, to wszystko odzienie,
Na głowie, jakom pisał, takie też noszenie.
Dziś młodzion krasny pyszno, przeglądając, chodzi,
Gdzieby dostał pieniędzy gotowych, tam godzi:
Włożyłby swoje wszystko imienie w biesagi,

Wżdy się bierze po żenie brać wielkie posagi.
Pierwej drugich posagi już będą gdzieś w lesie,
Niżli panią małżonkę do domu przyniesie:
Bo mu na axamitne, szarłatne župany

Siła wyszło, i owe próżne dybidzbany,

Co ich za nim rząd długi w nowej barwie chodzi,
A boję się, że ich nikt k temu nie przywodzi,

Jedno samiz ojcowie, albo matki owy,

Co na to rady patrzą. Także głupie wdowy, Do których w dom człek dobry gdyby w sukni szarej Przyjechał i sług nie miał do swojej wsi starej, Śmieją się z niego, szydzą, zowią go prostakiem,

Alić druga nie wskóra z swoim więc dworakiem. Gdy mu wszystko nie sporo, niemasz gotowizny,

Będzie mówił częstokroć: «Zły to rok, nieżyzny, Niemasz zacz kupić konia, złe bywają targi >; Złożył swoją postawę, paniej zbladły wargi. Będą się tem cieszyli, iż oboje młodzi,

Acz pole płonne mają, ale żonka rodzi.

Czemże działki wychowasz, obaczże się, młody,
Kiedy mało w stodole i w brogu urody?
Drugi mówi: «Pojąłbych i świnię z obory,
Gdyby miała pieniądze i pełne komory».
Drugi godzi, jakoby był wstępniem do baby,

Ale i stąd twój obchód będzie zawżdy słaby:
Bo się od niej częstokroć do ludzi powleczesz,
Utraciwszy jej dobre, sam od niej ucieczesz.

Rozdzielenie dziewiąte.

BARAN PRAWY MÓWI.

Kmiecy lud pospolicie chłopy przezywamy,

Chocia wszyscy z ich pracej dobrze używamy. Sam Bóg wie, jak w swym stanie tak długo trwać mogą, Nigdy nie odpoczynąć ręką ani nogą.

Są oni u wszech ludzi jako niewolnicy,

Co żywo, imi żywie, nakoniec i wiley.
Pan wołu zje, wilk konia, pleban dziesięcinę,
Jeszcze wsadzą, ubiją i założą winę.
Przy robocie urzędnik kijem mu dopierze,

Lada z jakiej przyczyny winę z niego bierze.
Pójdzie skarżyć do pana, pan mu źle potuszy,

Tak króla, jako pana, kmieca skarga głuszy. Wielką plage przepuszcza Pan Bóg często na nie: Napierwej mu niż komu chleba nie dostanie, Musi woły poprzedać, choć ich w pług potrzeba, Ze złego wybierając, lepiej kupić chleba. Patrzże, jako Bóg nie ma wszystkich o nie karać, Mając z nich dobrodziejstwo, nie chcemy się starać, Abyśmy im też na czas w czem pofolgowali,

Przez kilka lat dziesięcin i ospów nie brali.

Jeśli go kto zabije, wziąć gardło samemu:
Niemasz ceny u Boga człowieku każdemu.

Jeśli to rzecz pobożna, powiem statut o tych:

Człowiek za dziesięć grzywien, szkapa za sto złotych! Dobrze, iż ich do pługa już nie zaprzągają, Dlatego niebożęta wżdy woły chowają.

Rozdzielenie dziesiąte.

BARAN LEWY MÓWI.

O dług a o zabicie statut mamy słaby,

A nie wierzym, aby go nie składały baby:
Więtsza wina w statucie, gdy kto drzwi wybije,
Niż gdy jeden drugiego umyślnie zabije.
A co jeszcze gorszego na to wymyślili,

Na scrutinium dadzą, by rychlej zabili.

Ali głownik zakupi świadki kłodą piwa,

Jeszcze strona czyniąca zostanie w tem krzywa. Musi przestać przyjaciel czynić o zabicie,

Gdy się to tak przytrafia u nas pospolicie: Jedzieszli gdzie do prawa, jakie tam przewłoki. By miał nasprawiedliwszą, pojedziesz na roki. Prokurator akcyją twoję tak powlecze,

Czekając długo sprawy, od prawa uciecze.

Który u nas językiem będzie lepiej śmigał,
Ten wszystkiego u prawa bez pochyby wygrał;
Statutu naciągając, ferują dekreta,

Simile alegują, zlęknieć się kaleta.

Przyjdzie de aequitate drugie rzeczy sędzić,

Nie możno tam wszystkiego w statucie narzędzić. Skąd ją poczniesz, wszędzie źle, ze wszech stron utrata; Nie maszli forytarza, nie zyszczesz ni płata:

Bo cię wnet zdadzą w zysku sądowni panowie,

Zadrapiesz się, nieboże, który raz po głowie.
Jeszcze więtsze łupiestwa są w niemieckiem prawie,
Wnet się laską podeprzesz, siędzieszli na ławie.
Najdziesz w niem rozmaite sztuczki i fortele,
Kiedy szłą do innych miast sobie po ortele.
Szepszelingi leda ocz wnet na cię założą,
Prędko, kto nie rozumie, takiego zubożą.
O gierady domowe, zapisne wielkierze
Pójdą gęste u prawa z kalety halerze.

Jeśli gwaru nie umiesz palcem wydać słusznie,

Musisz palec odkupić, gdzie wziąć, tu wziąć dusznie.

Nuż zasię frystowanie, z komisyj rotunki,

Pójdą, by na jarmarku, z kalety wiardunki.

A jeśli się na siedm miast twoja rzecz odwlekła,
Jakoby się, nieboże, dostała do piekła:
Już z kalety nie wyjmuj nigdy swojej ręki,

Pożywiesz na ten uraz we dnie, w nocy męki;
Nie czyni to pożytku, jedno upór wielki,

Kto ma rozum, strzeże się tego człowiek wszelki.
Radniej podaj swoję rzecz przyjacielom w ręce:
Nie będzie twa kaleta w takiej wielkiej męce.
Za starych ludzi pierwej nie wiele pisano,
Jedno, co czyje było, jawnie powiedziano.
Kontrowersyj pisanych nigdy nie czynili,

Języczni prokuraci sędzią nie kręcili.

A tak radzę każdemu, by się jednał z braty,
Skąd ją poczniesz, wszędzie źle, na wszystkiem utraty.
Rozdzielenie jedennaste.

BARAN PRAWY MÓWI.

Tuby był plac co mówić o duchownym stanie,
Których pierwsza powaga dzisia chodzi tanie:
Bo już dwieście biskupów zmarłych pamiętawa
I wiele kardynałów w swej pamięci mawa.
Ale, iż to nie naszej rzecz tak wielka głowy,

Dajwa pokój, bożych sług nie tykajwa słowy.
A raczej się na ten czas mój bracie prześpiwa,
Bo więcej niż potrzeba, zda mi się, mówiwa.

X. MIKOŁAJ REJ.

A) Rozmowa Iwa z kotem 2).

(Tekst według wydania Korzeniowskiego).

Koth zelwem rosprawia o swobodzie a o niewoly.
Koth przissedssi do lwa do krati mowy:

[blocks in formation]
[ocr errors]

1 A. Brückner, Mikołaj Rej, studjum krytyczne. Kraków 1905. Tenże, Mikołaj Rej, człowiek i dzieło, Lwów 1922. St. Windakiewicz: Mikotaj Rej. Kraków 1895. (Wyd. 3 Lublin 1922).

2 Wydał Józef Korzeniowski, Nieznane polskie i łacińskie wiersze politycznej treści 1548-1551 (Rocznik Filarecki, Rok pierwszy, Kraków 1886, str. 599-610).

W rkp. «dufass» przekreślone; nad tem fukass».

A kazda rzecz tu zosobna
Nicz kdobremu niepodobna
A prosta to na to gloza

Bo to znaczi ta twa kloza.
Bo tak swawolne chowaią,

Czego dobrzi niemiewaią.

Ya acz czi sie zdam bicz smiessni
Abo iaki niepoczesni
Nigdy na to hardi niekasz

A nikogo lekcze niewasz
Bo sie czasem więczei wliewa
Tam gdzie się kto nie nadziewa
A zwłasscza kto na swobodzie
Wolnieissi wkazdei przigodzie.
Bo trudno fukacz nieboze

Kto sam sobie niepomoze.

Y baran bi wilka ubodl

Bi mu go związawssi prziwiodl,

O nieboże kotku lichi

Trzebali tobie tey pichi; Wssak gdy bi sie liew zatoczil

Y ti aczes pan zstą glową

Aliecz tesz mnie kotkiem zową. Abis wiedzial czo to iest koth Powiem czi to a prawie wlioth. U nas kazdego zufalcza

Bi nad czię bil na dwa palcza, Ktori iedno splochą glową

To kazdego kotem zową. A wierz mi iz to wielkie plemię Bo to barzo pelne siemię; Zaczni to dzis dom na swieczie, Pelno go w kazdim powieczie. Skakali bi i liewkowie

Gdi sie zidą czi striyowie, Bo tam nie naidzie doctora Gdi opadną, glowa chora. Wierz mi zadni nierozwiedzie Tak rano iak po obiedzie.

LIEW.

Sto bi takich lapą stloczil. Czudzim sie przezwiskiem chlubiss, Tim swe niedostatki gubiss, Anocz to nicz niepomoze,

Przedsies ti kotkiem nieboze. Bo i w karmiecz to więcz biwa Isz sie chlop krolem naziwa Alie go patrzai pochwili

Barzo więcz krol swoi stan zmili, Bo kiedi go koronuią

Ssspetnie mu po lbie harczuią, A za taką plochą sprawą

Nieraz krol będzie pod lawą.
Y ti sie mieczess tą mową,
Yz zufalcza kotem zową.
Kręczącz czi kotowie ssiyą

Kiedy sobie więcz podpiyą
A ziedna to to lieda rzeczą

Bo iusz ma nań kazdi pieczą. Lacznocz tobie o tim gdakacz,

Yz czi wolno wssędie skakacz, Alie bi mnie nie ta krata

Poznal bi wnet literata Bo bich czie wnet tak przegadal Bodai bisz tey skorki niestradal Zapomnial bis missi lowicz

KOTH.

Y tucz ia teraz panstwa nie znam, Yz tam siedziss wtei klozie sam Aliecz to snacz panska roskoss Siedziecz iako w gniazdzie kokoss. Acz ia barzo drogo placzą,

Yz swobodę za to tracą, Ktorą czo rozum miewaly

Nad zloto ossaczowaly Bo czasem wierę o glodzie

Liepssi ziwot na swobodzie

Bo nie umiess spany mowicz.

Nisz w roskossi a wniewoli
Bardzo więcz wtim glowa boli
A marnie to kazdi placzi

Kto przez pichę wolnoscz traczi, Yednim grzozi, drugim smiessi,

A rzadko gdi sie czim cziessi.
To jedno isz zwierzchoscz maią
Isz sie im drudzi klaniaią,
A z dalicka pochliebuią

Bo ie zboiaszni miluią

« AnteriorContinuar »