Strzelba była żelazna, na nogach, by kozy, Wżdy ich tym obyczajem nigdy nie pożyli. Rozdzielenie ósme. BARAN LEWY MÓWI, Starzy ludzie pieniędzy nie wiele miewali, Bo się w zbytnich pokładziech nie bardzo kochali: Wżdy się bierze po żenie brać wielkie posagi. Siła wyszło, i owe próżne dybidzbany, Co ich za nim rząd długi w nowej barwie chodzi, Jedno samiz ojcowie, albo matki owy, Co na to rady patrzą. Także głupie wdowy, Do których w dom człek dobry gdyby w sukni szarej Przyjechał i sług nie miał do swojej wsi starej, Śmieją się z niego, szydzą, zowią go prostakiem, Alić druga nie wskóra z swoim więc dworakiem. Gdy mu wszystko nie sporo, niemasz gotowizny, Będzie mówił częstokroć: «Zły to rok, nieżyzny, Niemasz zacz kupić konia, złe bywają targi >; Złożył swoją postawę, paniej zbladły wargi. Będą się tem cieszyli, iż oboje młodzi, Acz pole płonne mają, ale żonka rodzi. Czemże działki wychowasz, obaczże się, młody, Ale i stąd twój obchód będzie zawżdy słaby: Rozdzielenie dziewiąte. BARAN PRAWY MÓWI. Kmiecy lud pospolicie chłopy przezywamy, Chocia wszyscy z ich pracej dobrze używamy. Sam Bóg wie, jak w swym stanie tak długo trwać mogą, Nigdy nie odpoczynąć ręką ani nogą. Są oni u wszech ludzi jako niewolnicy, Co żywo, imi żywie, nakoniec i wiley. Lada z jakiej przyczyny winę z niego bierze. Tak króla, jako pana, kmieca skarga głuszy. Wielką plage przepuszcza Pan Bóg często na nie: Napierwej mu niż komu chleba nie dostanie, Musi woły poprzedać, choć ich w pług potrzeba, Ze złego wybierając, lepiej kupić chleba. Patrzże, jako Bóg nie ma wszystkich o nie karać, Mając z nich dobrodziejstwo, nie chcemy się starać, Abyśmy im też na czas w czem pofolgowali, Przez kilka lat dziesięcin i ospów nie brali. Jeśli go kto zabije, wziąć gardło samemu: Jeśli to rzecz pobożna, powiem statut o tych: Człowiek za dziesięć grzywien, szkapa za sto złotych! Dobrze, iż ich do pługa już nie zaprzągają, Dlatego niebożęta wżdy woły chowają. Rozdzielenie dziesiąte. BARAN LEWY MÓWI. O dług a o zabicie statut mamy słaby, A nie wierzym, aby go nie składały baby: Na scrutinium dadzą, by rychlej zabili. Ali głownik zakupi świadki kłodą piwa, Jeszcze strona czyniąca zostanie w tem krzywa. Musi przestać przyjaciel czynić o zabicie, Gdy się to tak przytrafia u nas pospolicie: Jedzieszli gdzie do prawa, jakie tam przewłoki. By miał nasprawiedliwszą, pojedziesz na roki. Prokurator akcyją twoję tak powlecze, Czekając długo sprawy, od prawa uciecze. Który u nas językiem będzie lepiej śmigał, Simile alegują, zlęknieć się kaleta. Przyjdzie de aequitate drugie rzeczy sędzić, Nie możno tam wszystkiego w statucie narzędzić. Skąd ją poczniesz, wszędzie źle, ze wszech stron utrata; Nie maszli forytarza, nie zyszczesz ni płata: Bo cię wnet zdadzą w zysku sądowni panowie, Zadrapiesz się, nieboże, który raz po głowie. Jeśli gwaru nie umiesz palcem wydać słusznie, Musisz palec odkupić, gdzie wziąć, tu wziąć dusznie. Nuż zasię frystowanie, z komisyj rotunki, Pójdą, by na jarmarku, z kalety wiardunki. A jeśli się na siedm miast twoja rzecz odwlekła, Pożywiesz na ten uraz we dnie, w nocy męki; Kto ma rozum, strzeże się tego człowiek wszelki. Języczni prokuraci sędzią nie kręcili. A tak radzę każdemu, by się jednał z braty, BARAN PRAWY MÓWI. Tuby był plac co mówić o duchownym stanie, Dajwa pokój, bożych sług nie tykajwa słowy. X. MIKOŁAJ REJ. A) Rozmowa Iwa z kotem 2). (Tekst według wydania Korzeniowskiego). Koth zelwem rosprawia o swobodzie a o niewoly. 1 A. Brückner, Mikołaj Rej, studjum krytyczne. Kraków 1905. Tenże, Mikołaj Rej, człowiek i dzieło, Lwów 1922. St. Windakiewicz: Mikotaj Rej. Kraków 1895. (Wyd. 3 Lublin 1922). 2 Wydał Józef Korzeniowski, Nieznane polskie i łacińskie wiersze politycznej treści 1548-1551 (Rocznik Filarecki, Rok pierwszy, Kraków 1886, str. 599-610). W rkp. «dufass» przekreślone; nad tem fukass». A kazda rzecz tu zosobna Bo to znaczi ta twa kloza. Czego dobrzi niemiewaią. Ya acz czi sie zdam bicz smiessni A nikogo lekcze niewasz Kto sam sobie niepomoze. Y baran bi wilka ubodl Bi mu go związawssi prziwiodl, O nieboże kotku lichi Trzebali tobie tey pichi; Wssak gdy bi sie liew zatoczil Y ti aczes pan zstą glową Aliecz tesz mnie kotkiem zową. Abis wiedzial czo to iest koth Powiem czi to a prawie wlioth. U nas kazdego zufalcza Bi nad czię bil na dwa palcza, Ktori iedno splochą glową To kazdego kotem zową. A wierz mi iz to wielkie plemię Bo to barzo pelne siemię; Zaczni to dzis dom na swieczie, Pelno go w kazdim powieczie. Skakali bi i liewkowie Gdi sie zidą czi striyowie, Bo tam nie naidzie doctora Gdi opadną, glowa chora. Wierz mi zadni nierozwiedzie Tak rano iak po obiedzie. LIEW. Sto bi takich lapą stloczil. Czudzim sie przezwiskiem chlubiss, Tim swe niedostatki gubiss, Anocz to nicz niepomoze, Przedsies ti kotkiem nieboze. Bo i w karmiecz to więcz biwa Isz sie chlop krolem naziwa Alie go patrzai pochwili Barzo więcz krol swoi stan zmili, Bo kiedi go koronuią Ssspetnie mu po lbie harczuią, A za taką plochą sprawą Nieraz krol będzie pod lawą. Kiedy sobie więcz podpiyą Bo iusz ma nań kazdi pieczą. Lacznocz tobie o tim gdakacz, Yz czi wolno wssędie skakacz, Alie bi mnie nie ta krata Poznal bi wnet literata Bo bich czie wnet tak przegadal Bodai bisz tey skorki niestradal Zapomnial bis missi lowicz KOTH. Y tucz ia teraz panstwa nie znam, Yz tam siedziss wtei klozie sam Aliecz to snacz panska roskoss Siedziecz iako w gniazdzie kokoss. Acz ia barzo drogo placzą, Yz swobodę za to tracą, Ktorą czo rozum miewaly Nad zloto ossaczowaly Bo czasem wierę o glodzie Liepssi ziwot na swobodzie Bo nie umiess spany mowicz. Nisz w roskossi a wniewoli Kto przez pichę wolnoscz traczi, Yednim grzozi, drugim smiessi, A rzadko gdi sie czim cziessi. Bo ie zboiaszni miluią |