Imágenes de páginas
PDF
EPUB

Onym to więcej przystoi,

Co je na to szczęście stroi. A Bóg je na to przełożył,

By sie na wszem z nich rząd [mnożył,

A Rzeczpospolita stała,

A ni na czym nie chramała; Ale snadź i z tego gromu

Przedsię na chromem do domu. Nam więcej milczeć przystoi:

Kto gędzie, ten niechaj stoi, A my radszej pokój dajmy,

O czym sie inym pytajmy. Strzeż ty, panie, czynszu, winy, Jać nie chybię dziesięciny. Niechaj każdy swobodę ma,

Wczasów po myśli używa; Bo każdy weselszy bywa,

Kiedy swoję piosnkę śpiewa, A zwłaszcza dziś ludzie chytrzy, Snadnie sie im prawda sprzykrzy. Ano to wielkie kochanie,

Kto ma wszędy zachowanie. I wójt, choć tak cicho chodzi, Jednak on swego ugodzi, Iście nie puści na skrzydło,

Chocia sie zda proste bydło,

RZECZPOSPOLITA Ja już jedno zaglądam z dale[ka]. Znajdzieli też jeszcze gdzie [czło

[wieka], Aby mie wżdy kto z łaską w[spomionął], Bacząc, że [mój stan prawie uton[at]. Bo gdziekolwiek mie dziś wspomi [naja],

Prawie o żelaznym wilku bają, Wszytcy na ten nierząd narzeka[ja], Widzą, iż źle coś, gdy nic nie dbają. Ach, niestotyż, jakaż to ma żałość. Patrząc na swych przełożonych zł[ość]! A snadź mnie ci więcej opuszczają, Którzy ze mnie dobrodziejstwo zn[ają]; [A mn]ie nie lza, jedno w swych teskni[cach [Jęcze]ć, wołać, skarzyć po ulicach,

A snadź nieborak mało krzyw,

Bo kożdy ptak swym nosem żyw. A tak, panie, czołem za cześć,

Bo już wieczór, już też czas jeść. Bo jednak zły swar o głodzie,

A nikt niemądr aż po szkodzie. Snadź i wójtowi nie smieszno,

Widzę, iż go k domu teszno. A zatym, panie, dobra noc,

Radź o sobie, co będziesz móc, W szczęściu mało miej nadzieje, Bo słabo żnie, kto nie sieje; A to w obyczaju miewaj,

Nigdy bez wiosła nie pływaj, A karz sie onych przygodą, Co sie przelekli tą wodą. Nie kochaj sie w tej przymowce: «Da Bóg na piecu, komu chce>: Trzebać wszytkiemu zabieżeć,

Nie wszytko na piecu leżeć.
Bielszy bywa, co sie myje,

A i wilk, leżąc, nie tyje.
A ja też przy swym kościele,
Nie zaspię gruszki w popiele.
Już tak z wójtem, jako mogę,
Będziem łatać swą chudobę.
Jeszcze dobra noc.

[blocks in formation]

[Czynią] sobie rozliczne pożytki,
[Zabacz]ając ine rzeczy wszytki.
[Ale kto] zna krótkość wieku swego,
[A oznaki upadu przyszłego,
[Widzi] jawnie, iż źle czyni duszy,
[Przed]się sobie jednak dobrze tuszy.
[Dzisiaj prawie sie wszytcy w to wdali,
[W roz koszach wieczne dobro obrali,
[Nie bacząc, że ty krótkie rozkoszy
[Jednym] razem szczęście z czasem
[spłoszy.

Prawie według zakonu bożego
Patrzmy swego, nic nam do cudzego.
Ano na nasze ze wszech stron échają,
Za nic sobie ty ustawy mają.
Lecz cóż po tym, chocia wszytcy
[widzą,

Iz chocia źle, przedsię sie nie wstydzą.
Upad bliski a gniew boski baczą,
Przedsię jednak bujno na to skaczą.
Zaż sie u nas wżdy kto w sprawach
[ćwiczy?]

Snadź to rycerz, kto więcej naliczy,
A gdzie sobie hojniej nalewają,
Tu każdego za hetmana mają.
Albo owi w naszym prawie mistrze
Są dziś u nas za zacne rotmistrze,
Każdy buja, by ludzi poraził,
Żeby komu sprawiedliwość skaził.
Cóż mnie po tym, ubogiej sierocie?
Widzę ludzi w rozkoszach a w złocie],
Widzę, iż zwonicę odzierają
Zawżdy, gdy ten kościół pobijają.
Ano to snadź niespora robota,
Gdy dziurawe w onem płocie wrota,
A prawie sie snadź z rozumem mija,
Kto jedno drze, a drugie pobija.
A tak, proszę, pomni na to każdy,

KU TEMU, Mój towarzyszu, jestliżeś to już czedł, A iżeś co nietrefnego naszedł, Izby cie wżdy po części ruszyło,

Proszę, abyć nic nad myśl nie było. Wszak są rozno przełożone stany, W każdym wielką zacność w lu[dzioch znamy,

Iz za czasem wszytko ginie zawżdy, A iż skokiem prędkość wieku bieży, W tem sie kochaj, co czynić należy. [A bac]zyszli, iż cie szczęście wznio[sło,

[Mądrze pływaj a dzierż sie za wiosło, [Bo] nie wzwiesz, gdyć sie łodzia za[chwieje,

Ochyniesz sie iście bez nadzieje. [Bo jestli cie Bóg na to przełożył, [Aby] przez cie w ludzioch sprawę [mnożył,

Zawsze bądźże wżdy pilen urzędu, [A uk]racaj, kedy możesz, błędu. [Bacz]yszli, iż źle wnętrzny rząd stoi, [Jestli sie też nieprzyjaciel stroi, [Czyń, co słusze, a nie folguj sobie, [Bo]ć sie hojniej to nagrodzi tobie. [Za] żywota używiesz pokoja, [Sława wiecznie będzie stała twoja, [A wielki skarb po sobie zostawisz, [Gdy plotomkom co dobrego sprawisz. [W nic nie pójdą u Boga przysługi; [I będziesz miał żywot sławny długi. [Nie myśl na to doczesne zbieranie, [Wie Bóg, kto w niem będzie miał [kochanie.

[Wszytko sie więc to marnie roz[chodzi,

[Jednjo enota, ta w dział nie przy[chodzi,

[As]nadź ten swój stan nalepiej sprawi, [Kto ją po sobie w skarbie zostawi. [A tak proszę, abyście baczyli, [Na]cz mamy przyć wszytcy w krótkiej

[chwili.

[A] wszakeśmy nie żydowie sobie, Pomoż ty mnie, ja, co mogę, tobie. CO CZEDŁ.

Ale gdy też kto z miary wykroczy, Nieźleby mu prawdę rzec i w oczy. Bo acz rozum z człowiekiem sie rodzi, Lecz snadź go więcej z ćwiczenia pr[zychodzi],

A iż dziwnie w ludzioch rozne [sprawy,

Przy lepszych stać to jest rozum pra[wy] Bo cóżkolwiek sie na świecie dzieje, Ze wszego sie krótkość czasu śmieje. Sama cnota, ta zawsze dworstwa m[a] I po śmierci z siebie szydzić nie da.

A tak i ty miej na to baczenie,
Iz jest rozne w ludzioch przyro-
[dzenie],
A rozlicznie ludzkie sprawy rząd[zi]:
Cnoty sie dzierż, tać nigdy n[ie
błądzi]!

C) Lament Rzeczypospolitej 1.

(Tekst według wydania Korzeniowskiego).

Rzecz pospolita Polska chramiącz thula sie po swiatu ssukaiącz pomoczi A narzeka na swe Pani iż o nię nie dbaią

[blocks in formation]

1 Wydał Józef Korzeniowski, Rocznik Filarecki, j. w., str. 587–599. (Rej jest tylko domnieman y m autorem tego Lamentu).

Niz sinowie mogi krzescziany; Nie tak cziem ia bila umislila,

Gdim do krzesczian spogan nawiedzila; Chczialam tego, bi mię ssanowali,

Mnie, swą matkę, cznotliwie chowali,
A czi za mną bi postępowali,

Ktorzi sie mnie wopiekę podali.
Widzę wssitko nie wedlug mei misli,
Z mei opieki przelozeni wissli,
Piyane w nich swe sprawi naiduię,
I pana gich takowegosz czuię.
Udali sie spol zsnimi w pustinie

Trudno sie kto zdrow z lasa wiwinye.
Iam sie iusz w nim tarnim obrazila,

Chramiącz, placząc, będę zsnim chodzila Po wssech drogach czterech częsczi swiata, Bo wielka iest w mich ludziech utrata, Zaluiącz sie wssitkiemu stworzeniu,

Ze ia chczę bicz powolna kozdemu, Prziczia z siebie sskodliwich nie daię, Swoiei sprawi przed zadnim nie taię. Kto ma ussi pilnie tego sluchai,

Moim slowam u siebie mieiscze dai, Usti będą proroczkiemi mowicz

Chczącz wasse zle iesscze zastanowicz, Nizli przidą na was czięsskie chwilie. Opowiedam sie wssitkim prawdziwie, Oswiadssam sie panu Bogu i wam, Zecziem bila wam matką ziczliwą, Staralam sie o wasse wolnosczi,

O pokoi, prawa, o maiętnosczi, A wisczie mi drogę zagrodzili,

W obeze ręcze skarb moi zamienili, Sprawi moie wssitki wiwroczili,

Nieginaczei bisczie sie popili.

Upadek swoi wssisczy iawnie widzą,

Niewiem czemu sie mowicz oń wstidzą;

Pissą, radzą, wssisezi sie nieczuią,

Swemu zlemu drog niezazaskakują,

Swoie rzeczi przed oczima maią,
Alie moie wopaki odmiataią.
Snadz to temu wssitko przekazuie,
Kazda więczei priuata miluie,
Iz takowim skarbi obieczuie,

Ktori trfalim rzeczam niefolguie,
Poide kniemu, będę zsnim mowiła,
A zabich go zsnimi powadzila.

PRIUAT.

Czo to za goszcz gidzie ku mnie
Niebiwali nigdi u mnie,

Smetnei twarzi, w zlim odzieniu,
Abocz musial bicz więzieniu.

RZECZ POSPOLITA.

Jam jest sprawa z mądrosczią spoiona
Wolna, wssemu swiatu ustawiona,
Od Bogam iest spotrzebi poslana,

Ludziom mądrim ku gich sprawie dana, Ktorzi moie sprawie ugadzaią,

Przigod na się przeciwnich nimaią;
Ktorzi tobie pod mocz sie dawali,

Statki, zdrowie, wssitko zatraczali,
Bo nieumiess nikomu folgowacz,

Jedno sobie skarb osobni chowacz.
Zadnei rzeczi spolnei miecz nieządass,
Na czasi sie przisle nieoglądass;
Zoni wasse wezloczie sie stroią,

Was, męzów swich, namniei sie nieboią.
Przesz niewiesczie zbitnie wssetecznosczi
Upadaią moie maięthnosczi,

Podz precz od nich, nierada czie widzę,
Bo sie zaczię mądrich ludzi wstidzę.
Niepoidziessli, barzo ie oklamass

I sam sobie zsnimi zlie udzialass.

PRIUAT.

Czemu ti tak na myę usiluiess,
Zasz koszdego czlowieka nieczuiess
W swoiei rzeczi blissego sam siebie,
Nizbi kogo nego i cziebie.

Woli drugi przi wlasnim gardlo dacz,

Niz dla cziebie sczudzim sie klopotacz.

Milecz to są rzeczi dobre mienye,

A snadz ieszcze weszmiem zsnich zbawienie,

Kiedy lezi dosicz srebra, zlota,

W gumnie ktemu stogi brogow rota,

Wioski, zloto i ine klenoti,

Dobre ziczie zswei wiernei roboti.

Bicz baczono wtobie czo godnego,

Danocz bi tosz i tobie czo wlasnego;

Alie czie wssisezi za blazna maią,

Przeto czie z swich domow wibiiaią. Więczei sie iusz o to nie pokussai,

« AnteriorContinuar »